czwartek, 30 kwietnia 2015

Retrospekcja piąta.

Każdy w swoim życiu kieruje się jakimś planem. Od najmłodszych lat stawiamy sobie cele i staramy ułożyć sobie życie. Człowiek jest osobą specyficzną, która nie przepada za zbyt wieloma niespodziankami w swoim życiu. Nie lubimy tego, kiedy wokół nas dzieje się coś, czego nie planowaliśmy, kiedy nasze życie wymyka nam się spod kontroli.
O wiele bardziej wolimy zdecydować jakiego lizaka kupimy. To my decydujemy do jakiej szkoły pójdziemy, z kim będziemy siedzieć w ławce przez pierwsze sześć lat naszej nauki. Naszym wyborem jest to czy zapoczątkujemy jakieś reakcje, bądź czy damy komuś plastikową łopatką w głowę bez powodu i uciekniemy z płaczem.
Wraz z dorastaniem podejmujemy coraz ważniejsze decyzje. Nasz plan poszerza się o nowe horyzonty takie jak wybór szkoły, studia, praca, rodzina. Niezdecydowani nie mam szans na przeżycie, dajemy się zgnieść otaczającemu nas środowisku.
Każdy podświadomie układa sobie plan na życie, czasem lepszy, czasem może gorszy. To my dokonujemy wyboru, przy którym będziemy czuć się najpewniej. Bo czy nie o to chodzi? Żeby być pewnym? Iść dumnym z podniesioną głową kipiąc ogromną pewnością?
W takim razie czego chcemy być pewnym? Co chcemy zaplanować? Swoje uczucia, swoje poczucie własnej wartości, swoje szczęście. W pewnym stopniu zakrada to o egoizm, ale jest to nasz plan. Dążenie do szczęścia, które dla każdego ma inną wartość.
Oczywiście, możemy zaplanować wiele. Możemy wstać i wiedzieć czy ubierzemy się w powycieraną koszulkę czy przydługą bluzę, czy zjemy na śniadanie nudne kanapki czy bardziej efektowne gofry, czy będziemy cały dzień leżeć na kanapie przerzucając się z kanału na kanał czy może wyjdziemy na niedzielny spacer z psem.
Każdy robi plany, każdy planuje, ale niestety nikt nie zaplanuje swojego życia. Nie ważne jak bardzo by tego chciał. Nie jesteśmy w stanie zaplanować czy będziemy szczęśliwi i spełnieni, czy nie. To by było zbyt banalne.
Przez cały okres mojego życia myślałam, że jestem w stanie go zaplanować.
Od najmłodszych lat wpajano mi, że tylko harmonia może przynieść w życiu sukces. Dzięki wyznaczonej sobie wcześniej drodze mamy szansę na szczęście. Od kiedy tylko byłam małą dziewczynką zaczęłam kierować się tym, że to co nie zaplanowane jest złe, wprowadza brud i chaos w naszym życiu. Są to tylko nie potrzebne chwile, które mają na celu zgubić nas, odciągnąć od tego upragnionego sukcesu.
Lecz ja nie wiedziałam czym jest dla mnie sukces, jaki mam cel, do czego dążę. Uporczywie szukałam go w swoim życiu nie pozwalając sobie na choć odrobinę spontaniczności.
Swój pierwszy plan życia ułożyłam, pierwszego dnia szkoły podstawowej, kiedy z zapałem do nauki powróciłam do pustego domu.
Pamiętam jak już wtedy ustawiałam buty wzdłuż prostej linii. Uciekając przed zimnem płytek, drażniącym moje bose stópki, wbiegałam najszybciej jak mogłam po drewnianych schodach i zamykałam się szczelnie w swoim niewielkim pokoju. Siadałam wygodnie na łóżku i wyciągałam banalny plan z kieszeni dżinsowej kurteczki. Był on dość oczywisty, godzina, a przy niej wydarzenie. Wszystko było rozplanowane. Pobudka, śniadanie, mycie zębów, wyjście do szkoły, lekcje, powrót, obiad, odrabianie lekcji, czytanie, kolacja i spanie. Był on tak banalny, lecz pozwalał mi panować nad moim życiem do wczesnych lat, przez praktycznie całe moje dotychczasowe życie. Nie było w nim miejsca na niespodzianki, których nienawidziłam. Nie było w nim miejsca na zło, na zranienie. Zakładał i planował całe moje życie, od szkoły podstawowej aż po studia. Każdego wieczoru siadałam przy biurku i układałam dwa plany na następny dzień, jeden wędrował do kieszeni, a drugi na szafkę lub lodówkę. Miał on z pozoru przynosić szczęście i kontrolę nad wszystkim wokół. No właśnie MIAŁ i robił to dopóki nie pojawiłeś się w moim życiu.
Byłeś osobą dość specyficzną, od samego początku śmiałeś się z moich planów, nazywając je karteczkami szczęścia. Od pierwszych spotkań mówiłeś o sobie, że jesteś niezaplanowanym Alkiem i miałeś cholerną rację.
Jeśli ktokolwiek zarzuciłby nam, że jesteśmy do siebie podobni byłby w ogromnym błędzie. Ty nienawidziłeś planować, zawsze kierowałeś się w swoim życiu spontanicznością. Mówiłeś, że dodaje ci to adrenaliny i doświadczenia, którego pragnąłeś jak sucha ziemia wody. Nigdy nie decydowałeś, chyba, że musiałeś. Wtedy tylko wzruszałeś ramionami i wybierałeś pierwszą, najkorzystniejszą opcję.
Mówiłeś, że musisz nauczyć mnie spontaniczności. Śmiałeś się, że nie wiem czym jest prawdziwe życie i musisz mi je dokładnie pokazać, a nie uda ci się to jeśli nie będę wychodzić poza schematy. Parskałeś śmiechem i odwracałeś się, kiedy starałam ci się wytłumaczyć, że tylko tak jestem szczęśliwa, że tylko tak mam kontrolę nad swoim życiem. Odwracałeś się obrażony, a potem kłóciliśmy się o szczęście gryząc się przeróżnymi argumentami. Najczęściej za swoją jedyną broń przeciwko mnie stawiałeś siebie, potrafiłeś zbić mnie z nóg jednym krótkim pytaniem: A ja?
Odchodziłam wtedy przegrana, często płakałam, gdy udawałeś, że nie widzisz. Wracałam i stając przed tobą mówiłam, że byłeś jedyną spontaniczną rzeczą, która okazała się dobra, lecz nie chcę więcej, bo wiem, że tylko tak będę w stanie cię przy sobie zatrzymać.
Często nasze lekcje, kończyły się taką ostrą wymianą zdań. Wychodziłeś obrażony, lecz mimo wszystko wracałeś kolejnego dnia i udawałeś, że nic wielkiego się nie stało.
Byłeś uparty i, i tak, prędzej czy później musiałeś postawić na swoim, dokładnie pamiętam to popołudnie. Popołudnie w którym po raz pierwszy nie dopuściłeś do tego bym cokolwiek zaplanowała.
-Miałeś być o dziewiętnastej-powiedziałam, opierając się o framugę prowadzącą do kuchni.
-Ale nie mogłem się doczekać i postanowiłem przyjechać pół godziny wcześniej-uśmiechnąłeś się promiennie i mrugnąłeś jednym okiem w moim kierunku, lecz stałam nieugięta, chociaż wcale się nie gniewałam. Minąłeś mnie w przejściu i siadłeś przy kuchennym stole.-Co robisz?-spytałeś chwytając w swoje duże dłonie ciastko.
-Uczę się-wzruszyłam ramionami i siadłam naprzeciwko ciebie.
-Ach tak, mogłem to przeczytać z twojej karteczki szczęścia-zaśmiałeś się i pochłonąłeś kolejne ciastko.-Czy ty musisz być taka uparta-zaciskasz wargi i kładziesz swoją dłoń na moich palcach.
-Mówiłam ci już, że w bardzo szybkim tempie opanowujesz nasz język-odpowiadam.
-Nie zmieniaj tematu Wiara-spoglądasz mi głęboko w oczy, a ja uciekam wzrokiem.-Kiedy w końcu zrozumiesz, że tak się nie da, kiedy wyrzucisz to wszystko w cholerę.
-Alek, rozmawialiśmy o tym-jęknęłam i wróciłam z powrotem do lektury. Musiałam przyznać, że znaczenie aminokwasów w żywieniu człowieka nie było najciekawszym tematem, ale byłam zmuszona do zażegnania tego dość spokojnego sporu. Wstałeś i zamknąłeś przede mną książkę. Wszystkie notatki wylądowały w koszu na śmieci, a moje plany razem z nimi. Chciałam protestować, lecz szczelnie zamknąłeś mi usta swoją miękką dłonią.
-Zamknij oczy, Wiara. Zaufaj mi-mruknąłeś do mojego ucha, a mi nie pozostało nic innego jak wykonać twoje polecenie. Przymknęłam powieki i poczułam twoją dłoń na swojej talii, ułożyłeś moje ręce na swojej szyi i oparłeś moją głowę na swoim ramieniu. Z nieużywanego radia popłynęła cicha i spokojna melodia, a już chwilę później zaczęliśmy poruszać się w jej rytmie. Moje bose stopy przyjemnie łaskotało zimno kuchennych płytek. Nigdy przedtem nie zdarzyło mi się tańczyć. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się tak bardzo odpłynąć do innego świata.-Było tak źle?-spytałeś całując mnie w czoło. Pokiwałam przecząco głową wracając do rzeczywistości.-Widzisz, a było to spontaniczne. Nidy przedtem bym tego nie zrobił. Obiecaj mi, że jutro nie będziesz nic planować, obiecaj-wszeptałeś.
-A mam inne wyjście?-spytałam wzdychając.
-Jako twój najlepszy przyjaciel powiem, że nie-uniosłeś kąciki ust ku górze.
-W takim razie obiecuję-powiedziałam i dokładnie tak się stało. Ani następnego dnia, ani żadnego, kolejnego nie zaplanowałam. Powoli zacząłeś uczyć mnie spontaniczności.
Powoli uczyłeś mnie żyć. Powoli uczyłeś mnie szczęścia, Alku.

Dzień dobry, a raczej dobry wieczór, Kochane!
Coś to opowiadanie ciągnie mi się jak krew z nosa.
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko trzy wyrazy:
"Już po egzaminach!"
Mam nadzieję, że teraz będzie o odrobinę więcej czasu
oraz będę mogła być tutaj z Wami częściej, bo bardzo się stęskniłam.
Mam nadzieję, że mimo wszystko zostałyście ze mną, Wiarą i Alkiem
i nie gniewacie się bardzo, no ale cóż są rzeczy ważne i ważniejsze.
Teraz skupiamy się na tym.
Zostawiam Wam rozdział do dyspozycji i do usłyszenia (szybkim) następnym razem.
Całuję <3 Stęskniona Vein.